Maciej Wilk – Psychologiczne znaczenie zasad w pracy socjoterapeutycznej
Psychologiczne znaczenie zasad w pracy socjoterapeutycznej
Na wstępie chciałem podziękować organizatorom konferencji za zaproszenie, a w szczególności Ireneuszowi Pyzikowi. Jest mi bardzo miło, iż mogę uczestniczyć w tak ciekawej konferencji i na dodatek mogę podzielić się swoimi doświadczeniami i wiedzą na temat funkcjonowania świetlic socjoterapeutycznych.
Zastanawiając się nad tematem mojego wystąpienia doszedłem do wniosku, że można omawiać go kładąc większy nacisk na perspektywę socjologiczną, albo bardziej z naciskiem na perspektywę psychologiczną. Oczywiście nie wykluczają się one, ale kładą zdecydowanie większy nacisk na inne aspekty pracy socjoterapeutycznej. Biorąc pod uwagę różne znaczenia nadawane określeniu socjoterapia, można uznać, że mamy do czynienia z działaniami mającymi charakter organizacji środowiska, grup rówieśniczych, poprzez zajęcia rozwojowo- edukacyjne, aż po terapeutyczne formy pracy grupowej. Każda z powyższych, i zapewne wiele innych, działalności będzie przez nas nazwana socjoterapią. Dla potrzeb tej konferencji, wydaje się bardziej adekwatne omawianie socjoterapii, jako (tutaj posłużę się cytatem z książki Pani Katarzyny Sawickiej) „bezpośredniej pomocy między psychoterapią a treningiem interpersonalnym, adresowanej zwykle do dzieci z kłopotliwymi zachowaniami i przyjmującej postać ustrukturalizowanych spotkań grupowych, które służą realizacji celów terapeutycznych, edukacyjnych i rozwojowych”.
Biorąc pod uwagę powyższą definicję, należy przyjąć, że zawiera się w niej kilka istotnych elementów, które mają spore znaczenie dla tematu mojego wystąpienia. Po pierwsze mamy do czynienia z działaniami, które mają charakter raczej grupowy, co oznacza, że procesy pojawiające się w pracy socjoterapeutycznej, w świetlicach socjoterapeutycznych, będą ściśle związane ze specyficznymi aspektami funkcjonowania małych grup. Po drugie, podmiotem działań socjoterapeutycznych są dzieci i młodzież, z kłopotliwymi zachowaniami, choć nie można wykluczyć, że część uczestników zajęć świetlicowych to dzieci niekłopotliwe. Zapewne opis charakterystyki tej grupy dzieci należałoby rozszerzyć o dzieci zaniedbane środowiskowo, ze środowisk zagrożonych demoralizacją, sprawiające kłopoty wychowawcze w szkole, w domu i na ulicy, skierowane przez sąd, ale pewnie też nudzące się, nie mające własnego pomysłu na spędzenie wolnego czasu. Państwo pracujący w świetlicach wiecie zresztą najlepiej kto do Was przychodzi na zajęcia. W końcu po trzecie, prowadząc zajęcia socjoterapeutyczne, mamy do czynienia z działaniami w jakimś stopniu terapeutycznymi, edukacyjnymi i rozwojowymi, zapewne w różnych momentach z większym natężeniem każdej z tych cech.
Co z tego wynika – bo jak na razie nic nie wspomniałem o temacie mojego wystąpienia? Wydaje mi się, że wynika z tego sposób w jaki można spojrzeć na rolę i istotę zasad, reguł funkcjonowania świetlic socjoterapeutycznych, organizacji i prowadzenia zajęć w tychże świetlicach. Jeśli przyjmiemy, że naszymi podopiecznymi są dzieci i młodzież, to z owego faktu wynika potrzeba rozumienia ich sytuacji psychologicznej i socjologicznej, zadań rozwojowych przed jakimi stoją, kryzysów z jakimi muszą się mierzyć, możliwości wchodzenia w kontakt zarówno indywidualny i grupowy, ale także specyficznego sposobu przeżywania każdej instytucji, z jaką wchodzą w kontakt ci młodzi ludzie. Z terapeutycznych celów działań świetlic socjoterapeutycznych wynika zaś regresywna tendencja aktywizowana u dzieci i młodzieży w stosunku do grupy, do osób prowadzących zajęcia, w końcu też i do instytucji, w której zajęcia są prowadzone.
Powyższą konkluzją chciałbym zacząć omawianie owego psychologicznego znaczenia zasad w pracy socjoterapeutycznej. Oczywiście, biorąc pod uwagę zarówno ramy czasowe mojego wystąpienia, jak też nie chcąc zamienić go w niekończące się dywagacje, postanowiłem skoncentrować się kilku podstawowych zasadach pracy świetlic socjoterapeutycznych oraz spróbować odnieś się do nich w bardziej psychologicznym kontekście.
Pierwszą grupą zasad, którą chciałbym omówić, są normy dotyczące obecności. Mam tu na myśli stosunek do obecności i nieobecności oraz punktualność. Z tzw. terapeutycznego punktu widzenia, normy dotyczące w/w reguł mają zdecydowanie diagnostyczne znaczenie. Pozwalają one w punktualności lub jej braku, w obecnościach lub nieobecnościach zobaczyć styl kontaktu młodego człowieka z grupą, z osobą prowadzącą czy nawet instytucją. Najprościej ujmując, uczestnik każdej sformalizowanej grupy, deklarujący się na wstępie do obecności na zajęciach, będzie w trakcie trwania zajęć pokazywał swój często nieświadomy stosunek do tzw. autorytetu. Mam tu na myśli obiekt, instytucję czy grupę, przeżywane jako istotne dla jednostki, choć przeżycie to wcale nie musi być miłe, sympatyczne, ani też uświadamiane sobie. Słowo „istotne” oznaczać będzie w tym momencie pewien emocjonalny związek z tym obiektem. Instytucja organizująca zajęcia młodym ludziom oferuje nie tylko znajomych, nowe twarze, zajęty w interesujący sposób wolny czas, ale również miejsce, ludzi, których łatwo jest przeżyć, jako rozumiejących, empatycznych, czujących podobnie. Każdy z nas wchodząc w nowe środowisko, w nową grupę, wchodzi z bagażem wcześniejszych doświadczeń, ale też ze specyficznymi dla siebie lękami, niepokojami i nadziejami. Grupy socjoterapeutyczne wydaje się, iż przeżywane są tak samo. Młodzi ludzie mają nadzieję na to, że tu będzie inaczej, że tu ktoś ich zrozumie, przyjmie takich , jakimi są. Jednocześnie są oni pełni obaw, niepokojów. Boją się nie tego co grupa może im zrobić, ponieważ nie wiedzą, jaka ta konkretna grupa jest. Boją się swoich często nieświadomych projekcji dokonywanych na tą grupę, które w toku spotkań są następnie racjonalizowane i znajdują, wydawałoby się, całkiem realne uzasadnienia. W świetle powyższych, świetlica socjoterapeutyczna wraz z oferowanymi przez nią zajęciami, może być i często jest przeżywana w dwóch równoległych porządkach. Jeden świadomy, w miarę kontrolowany, tzn. że młody człowiek wie dlaczego tu jest, czego chce, co lubi w tych zajęciach a czego nie, którego prowadzącego uważa za sympatycznego, a którego na odwrót, i na wszystko ma realne uzasadnienie. Drugi zaś porządek jest nieświadomy, gdzie wytłumaczenie motywacji bycia na tych zajęciach nie jest jednoznaczne, gdzie sympatia wobec jakiegoś prowadzącego zajęcia w mniejszym stopniu wynika z realności, z tego jaki on jest, ale z tego w jaki sposób będzie przeżywany z własnych nieświadomych powodów, gdzie zajęcia lub ich elementy się podobają lub nie, bo dotykają np.: niepokojów i obaw, lęków takiego uczestnika zajęć. Przykładem może być sytuacja, gdzie na zajęcia przychodzi młody człowiek, doświadczający przemocy w domu, który realnie takiej przemocy ze strony grupy, osób prowadzących czy instytucji nie powinien się obawiać, ale sposób jego funkcjonowania, nieobecności na zajęciach, spóźnienia prowokują instytucję do zwrócenia na to uwagi formalnej. W tym momencie łatwo uznać, że prowadzący się czepia, że świetlica się czepia, łatwo uznać, że właśnie jego nie lubią, źle traktują. Musimy jednak przyznać, że nie ma w tym złej woli, wręcz jest chęć aby ten młody człowiek skorzystał jak najwięcej, chodząc na zajęcia, ale jego subiektywny sposób przeżycia tej sytuacji dyktowany jest wewnętrzną i niestety nieadekwatną percepcją rzeczywistości.
Należałoby przyjąć, że często w absencjach kryją się utajone lęki, czasem pragnienia. Proszę Państwa, przecież nieobecność wcale nie musi oznaczać tego, że komuś nie zależy na tych zajęciach ale, że chciałby, aby ktoś się o niego martwił, myślał o nim. Czasami jest to wzbudzanie poczucia winy w grupie, za to „co mi zrobiła złego”. Niepunktualność nie musi oznaczać tylko rozproszenia uwagi, mówi się, że ktoś jest „roztrzepany” dlatego nie pamięta o spotkaniach itp. Może również oznaczać nieświadomą prowokację do narzucenia rygoru, który będzie przeżywany albo jako coś złego, niekorzystnego, przeciwko czemu należy się buntować, albo wręcz odwrotnie, jako coś uspokajającego. Należy pamiętać, tu pozwolę sobie na małą dygresję, że normy i zasady, ich egzekwowanie i przestrzeganie, ich jednoznaczne stawianie ma wymiar nie tylko porządkujący ale również wspierający i uspokajający. Weźmy na ten przykład małe dziecko, szczególnie jeszcze w wieku przedszkolnym. Jego świat to permanentna walka z matką, także i ojcem, o niezależność, o dbanie o swoje przyjemności, zabawę, gdzie nie ma miejsca na podporządkowanie się jakimkolwiek zasadom. Dziecko dbając o swoje przyjemności, chcąc robić po swojemu, chcąc być niezależne, naraża się i w realności, i w swoim subiektywnym przeżyciu na złość rodziców. Ich złość jest dla dziecka synonimem agresji z jednej strony oraz miłości z drugiej strony. Porządek i normy stawiane przez rodziców oznaczają, że jest traktowane poważnie, że jest kochane. Zasady dają poczucie bezpieczeństwa dziecku, bo nic nie wymknie się spod kontroli, bo złość dziecka będzie kontrolowana przez reguły. My dorośli często obawiamy się nadawania reguł, zasad, bo w dzisiejszym świecie ważne jest, aby każda jednostka miała prawo do samorealizacji, w sposób dla siebie najwygodniejszy, bez względu na innych. Przestrzeganie więc zasad jest dokonywaniem niemalże gwałtu na tym naszym osobistym prawie do zadowolenia, namawianie do dostosowywania się do wymogów instytucji jest ograniczaniem czyichś praw, czyli zachowaniem agresywnym i powszechnie nielubianym.
Reasumując, nie każde spóźnienie jest wyrażaniem swojej złości w stosunku do zajęć, czy do prowadzącego, czasami będzie ono pragnieniem bycia zauważonym, kochanym, gdzie przewinienia są wybaczane, a tym samym znaczą bardzo wiele dla spragnionych miłości dzieci i młodzieży. Miłości objawianej w czułości, spojrzeniu, tuleniu, zainteresowaniu codziennymi sprawami, ale również objawiającej się w kontroli tego co młody człowiek robi, gdzie, z kim, czy sobie odmrozi przysłowiowe uszy, czy też założy czapkę.
Drugą grupę zasad, jaką chciałbym pokrótce omówić, stanowią normy dotyczące komunikacji uczestników zajęć między sobą. Zazwyczaj wymienia się w tym miejscu mówienie do kogoś wprost, mówienie za siebie, zwracanie się po imieniu, nie przerywanie czyjejś wypowiedzi, udzielanie informacji zwrotnych, w tym opisu tego jak się z tym czuję, jak to rozumiem, zamiast krytyki, np.: ktoś coś zrobił źle, albo jest taki czy inny. Zaznaczyłem, że chcę omówić je krótko, ponieważ wszystkie warsztaty na temat prowadzenia zajęć grupowych, wszystkie książki na ten temat omawiają bardzo dokładnie tę grupę zasad. Ze swojej strony nie mam wrażenia, że powiem coś nowego, a jedynie chciałbym uczulić Szanownych Państwa na czasem pomijaną perspektywę. Wydaje mi się, że uczestnicy zajęć socjoterapeutycznych zdecydowanie lepiej czują się na zajęciach, gdzie w/w zasady są przestrzegane. Dają one oparcie, zmniejszają poczucie niepokoju, zwiększają uczucie bycia ważnym i słuchanym przez grupę. Uczą również komunikacji, którą można z powodzeniem przenieść na grunt życia prywatnego. Słowem, czynią wiele dobrego i pozwalają realizować postulaty zarówno terapeutyczne, jak i edukacyjne, nie zapominając o rozwojowych. Czasami jednak kładziemy tak duży nacisk na istnienie i przestrzeganie tych zasad, na ich terapeutyczną i rozwojową funkcję, że zapominamy, iż styl funkcjonowania danej osoby jest odzwierciedleniem jej sposobu adaptowania się do nowej sytuacji. Każdy z nas ma takie style, część z nich jest nam znana, część nieuświadomiona. Na tą znaną część możemy mieć jakiś wpływ, ale gorzej jest z tymi, które są przed nami ukryte. Te zazwyczaj mówią o naszych mechanizmach służących wchodzeniu w relacje indywidualne, czy też grupowe, schematach nawiązywania relacji z wspomnianym już wcześniej obiektem emocjonalnie znaczącym. Za każdym razem mówiąc obiekt należy odnieść się do wcześniejszych doświadczeń człowieka, mieć na myśli czas jego dzieciństwa i relacje z ówczesnymi emocjonalnie znaczącymi osobami, czyli rodzicami, ale w szczególności z matką. Przyjmując istnienie regresywnej cechy zajęć socjoterapeutycznych, która zawsze w jakimś stopniu ma miejsce, należałoby uznać, że każdy uczestnik zajęć nieświadomie uaktywnia schematy nawiązywania relacji indywidualnych i grupowych, kreowane przez matrycę, jaką stanowi historia i doświadczenie relacji z matką, a potem również i z ojcem. Tak więc, obserwując adaptację do stylu komunikacji, funkcjonowania dziecka w grupie socjoterapeutycznej, widzimy reakcję na określoną realność tych zajęć, funkcjonowania tej grupy i aktywności prowadzącego zajęcia, ale również własny, subiektywny sposób percepcji, przeżycia i reakcji w określonej sytuacji, który czasami wydaje się mieć niewiele wspólnego z tym co się realnie dzieje na zajęciach. Dla przykładu można przytoczyć sytuację, w której młody człowiek zapytany o zdanie w jakiejś kwestii toczącej się na grupie, odpowiada atakiem w stronę grupy, sugerując jej agresywne nastawienie, złośliwość prowadzącego i chęć bycia zostawionym w spokoju. Łatwo wtedy odwołując się do omawianej grupy zasad, próbować takiego uczestnika zajęć nakłaniać aby zobaczył, że przecież nikt nic takiego nie robi, że jego sugestie są nieprawdziwe, ale czasami przymus przeżywania określonych sytuacji w tak niekorzystny dla siebie sposób, przekracza możliwości racjonalnego wytłumaczenia. Widzimy wtedy nie niechęć, lecz niemożność przekroczenia swoich przykrych nastawień.
Ostatnią grupę zasad, istotnych dla funkcjonowania świetlic socjoterapeutycznych, reprezentują normy regulujące kontakty instytucji, a przede wszystkim kadry z młodymi uczestnikami zajęć – mam tu na myśli mówienie po imieniu, palenie papierosów, opowiadanie o swoim życiu osobistym, przyjaźnienie się z uczestnikami zajęć itp. Kodyfikowanie sposobu kontaktu zawodowego podczas wykonywania każdej pracy z drugim człowiekiem wydaje się oczywiste. W zawodach związanych z pomaganiem, leczeniem czy uczeniem ta kodyfikacja zdobywa zdecydowanie większe znaczenie. Ma ona na celu nakreślić styl kontaktu prowadzącego zajęcia z ich uczestnikami, opisać sposób zwracania się do siebie, zdefiniować poziom bliskości, otwartości tych kontaktów, zarówno w obszarze zawodowym, podczas zajęć, jak i bardziej towarzyskim, poza zajęciami. Oczywiście trudno jest ustalić gdzie zaczyna się i kończy kontakt bardziej zawodowy i bardziej towarzyski, np.: podczas wyjazdu weekendowego, w trakcie którego pracownik świetlicy prowadzi zajęcia warsztatowe ale też idzie z młodzieżą na wycieczkę w góry. Świetlice socjoterapeutyczne są pod tym względem trudnym miejscem, ponieważ ustalenie jednoznacznie przebiegającej granicy między tymi obszarami czasami jest prawie niemożliwe. Właśnie z tego faktu wynika według mnie pewna konkluzja, mianowicie, skoro tak trudno jest znaleźć rozgraniczenie miedzy tymi obszarami, to aby być pewnym, że się one nie zacierają, trzeba dbać o ich wyrazistość. Konkluzja ta, nie dość jasna, wymaga rozszerzenia. Otóż, większość młodych uczestników zajęć prowadzonych w świetlicach socjoterapeutycznych, to pre- lub adolescenci. Mając na względzie ten wiek rozwojowy, należy pamiętać o tym, że w okresie tym ma miejsce wiele zmian natury biologicznej, psychologicznej i socjologicznej. Jest to przede wszystkim czas następującego wyrzutu androgenów i estrogenów, zmieniającego niekiedy w bardzo drastyczny sposób życie młodego człowieka. Zmiany te mają duży wpływ na wzrost poziomu jego niepokoju. Zmienia się nasz wygląd, funkcjonowanie naszego organizmu, zaczynamy doświadczać wyraźne zainteresowania życiem seksualnym. Powoli, choć czasami szybciej niż chcielibyśmy i my sami oraz nasi najbliżsi, dojrzewamy do tego aby być fizycznie osobą dojrzałą. Zdecydowanie trudniej jest dojrzewać społecznie i psychicznie. Otóż na poziomie psychicznym i społecznym stoi przed nami wiele zadań rozwojowych, którym sprostanie daje możliwość realizowania swoich pragnień, potrzeb, marzeń, adekwatnego funkcjonowania w społeczeństwie oraz satysfakcjonującego przeżywania siebie i swojego życia. Tyle, że jeśli na poziomie somatycznym biologia sama reguluje wiele spraw, to na poziomie psychicznym bardzo dużo zależy od nas samych oraz od środowiska, w którym się wychowujemy. Na poziomie społecznym bardzo dużo zależy od naszej psychiki, oczywiście naszej biologii, ale również od kultury i środowiska, w którym wzrastamy. Korzystna korelacja wszystkich trzech poziomów daje możliwość satysfakcjonującego realizowania zadań, jakie przed nami stawia życie. A jakie zadania stojące przed adolescentem możemy wyróżnić?
Podstawowym będzie „dojrzewanie” rozumiane ewentualnie, jako proces dochodzenia do dojrzałości. Wiele jest definicji dojrzałości, ale ja chciałbym przytoczyć najprostszą, iż dojrzałość rozumiana będzie jako rozstanie się z dzieciństwem wraz z wszelkimi związanymi z tym konsekwencjami. W tym miejscu powstaje pytanie: czym jest dla nas dzieciństwo? Aby szukać na nie odpowiedzi musimy znowu zgodzić się na relatywizm, ponieważ dzieciństwo zawiera w sobie i realne fakty, wydarzenia, pewne historie, ale i nasze pragnienia, potrzeby, marzenia, lęki, obawy, konflikty, świadome i nieświadome; zawiera nasze relacje z określonymi osobami ale i relacje z wewnętrznymi obiektami, którymi mogą być i ludzie, i myśli, i fantazje, i impulsy. Wszystko dodatkowo nacechowane jest życzeniowym i magicznym myśleniem, a przede wszystkim dziecięcą omnipotencją. Utrata dzieciństwa jest wtedy utratą wielu ważnych elementów, wartości życia młodego człowieka. Wiąże się ona z utratą poczucia omnipotencji, możności różnych dokonań, bycia wyjątkowym bez potrzeby udowadniania tego komukolwiek, np.: rodzicom, nauczycielom.
Drugim zadaniem jest uzyskanie tożsamości, czyli synteza Ego na nowym etapie rozwoju osobowości. Jest to główny cel, jaki z klinicznego, psychologicznego i społecznego punktu widzenia stoi przed młodym człowiekiem. Osiąganie tego celu jest możliwe dzięki przekierowaniu miłości z rodziców na siebie, co objawia się adolescentnym fizycznym i psychicznym autoerotyzmem oraz pewnego rodzaju narcyzacją własnej psychiki. Oczywiście następnym etapem jest skierowanie miłości z siebie na drugą osobę, kontakt z nią psychiczny i fizyczny. Zaryzykowanie związku z inną osobą jest chyba największym krokiem separacyjnym w doświadczeniu adolescenta. Tak, jak kiedyś w dzieciństwie rodzina tworzyła autoportret młodego człowieka, tak teraz tworzy go grupa rówieśnicza, moda, kultura itp.
Następnym ważnym zadaniem jest przestrukturyzowanie superego, gdzie poprzez przejściowe narcystyczne Superego, charakteryzujące się zasadą – dobre co przyjemne, młody człowiek uwewnętrznia powszechnie uznawane w określonej kulturze i społeczności zasady i wartości. Oczywiście procesowi temu towarzyszy młodzieńczy bunt, negacja autorytetów, politykowanie, zainteresowanie filozofią itd., ale co bardzo ważne jest to proces, który nastręcza rodzicom, wychowawcom, nauczycielom i w ogóle całemu społeczeństwu najwięcej kłopotów. Czwartym istotnym zadaniem jest uczenie się przez młodego człowieka ekspresji popędu, tak seksualnego jak i agresywnego. Jest to o tyle kłopotliwe, że nasza kultura skodyfikowała i zubożyła sposoby rozładowywania popędowości, co nie jest bez znaczenia w dobie rosnącej potrzeby przeciwdziałania przemocy, która nas otacza.
Przyjmując zatem, że większość uczestników zajęć socjoterapeutycznych boryka się z w/w zadaniami rozwojowymi, cechuje się choćby częścią charakterystycznych dla adolescencji stylów funkcjonowania, przeżywa choćby część powyższych kryzysów, uznamy że jest to grupa wymagająca bardzo specyficznego kontaktu, sporej elastyczności i uważności. Wcale nie jest to praca dla ludzi niedoświadczonych, gdzie mogliby zbierać dopiero pierwsze szlify. Moim zdaniem adolescent to bardzo wymagający klient, szczególnie dlatego, że ze względu na swoje rozwojowe dylematy z jakimi musi się uporać, stając się niełatwym partnerem w kontakcie zawodowym. Ponadto kieruje on do instytucji, do grupy czy do prowadzącego zajęcia, jak do symbolicznego obiektu, własne tęsknoty, obawy, lęki, pragnienia, i nie są one tylko wynikiem realnej interakcji, jaka ma miejsce w świetlicy, ale zawierają cały wewnętrzny świat młodego człowieka. Łatwo sobie zatem wyobrazić chęć bycia a to przyjacielem, kolegą prowadzącego zajęcia, czasami dzieckiem kochającego rodzica, czasami już kochankiem. Łatwo zobaczyć buntowniczą prowokację w stronę zasad świetlicy mającą na celu symboliczne odseparowanie się od matki, albo walkę z ojcem. Czasami permanentne bycie wyrzucanym z wielu szkół, prowokowane w rażący sposób, a kontynuowane na zajęciach w świetlicy niestety jest formą depresji. Bywa, że agresywny, odrzucający styl zachowania młodego człowieka jest nieporadnym wołaniem o pomoc, o miłość.
Oczywiście nie mówię nic nowego, wszystko to Państwo wiecie, ale świadomość powyższego sugeruje, iż w kwestii kontaktu z młodymi ludźmi, gdzie jest tak wiele zmiennych, gdzie tak wiele ról należałoby abyśmy pełnili, gdzie tak wiele pragnień jest zawartych w kontakcie z nami, gdzie tak wiele frustracji i obaw jest pomieszczanych, dbałość o czytelność zasad i reguł kontaktu, tego co wolno a czego nie wolno, co jest dopuszczalne a co nie, jest istotne zarówno dla tych młodych, jak i dla nas samych, osób z nimi pracujących. Biorąc pod uwagę powyższe, możemy uznać, że czasami propozycja składana przez młodego człowieka, aby przejść na Ty, nie jest świadectwem bliskości i przyjaźni, lecz raczej próby kontroli relacji, sytuacji, bo przy pierwszym konflikcie dowiemy się być może, że on myślał, że jesteśmy inni, ale cóż, znów się zawiódł na tym okropnym świecie złych dorosłych.
Moim zdaniem niezwykle trudno jest postawić granicę pomiędzy chęcią bycia otwartym, budującym zaufanie do siebie, pozwalając na pewien bliski, czasem nazbyt poufały kontakt z młodzieżą, a tym, że w kontakcie takim stajemy się ciekawą alternatywą uprzykrzających się rodziców, wchodząc niejako w rywalizacyjny ton. To z nami ci młodzi ludzie rozmawiają, nam się zwierzają, nam ufają, czyniąc nas atrakcyjnych nawet dla nas samych. Tak łatwo pomylić dziecięce pragnienia bliskości z przyjaźnią, dziecięce pragnienia zależności z miłością, gdzie niejednoznaczne granice, ich niedookreśloność stwarzają możliwości kreowania się nowej i często nieadekwatnej, nieprawdziwej rzeczywistości, często bardzo atrakcyjnej dla dzieci i młodzieży, często również bardzo atrakcyjnej dla nas samych. Oczywiście nasi podopieczni mają prawo takie pragnienia żywić, natomiast nas w pracy obligują cele towarzyszące pracy socjoterapeutycznej: terapeutyczny, edukacyjny i rozwojowy, jednoznacznie określające nasze zadania i powinności.
Podsumowując moje przydługie już wystąpienie, chciałbym zaznaczyć, że proponowane spojrzenia na niektóre zasady i reguły funkcjonowania w żadnym wypadku nie są jedynym ich wytłumaczeniem. Stanowią one, mam nadzieję, uzupełnienie do pozostałych znaczeń. Należałoby przyjąć, że otwarte traktowanie możliwości użycia wielu tych perspektyw, daje szansę na ciągłe odnajdywanie się w plątaninie świadomych i nieświadomych motywów określonych zachowań i postaw naszych podopiecznych. Czasami więc, używając pewnej metafory, otwarcie okna podczas sesji grupowej jest tylko wpuszczeniem świeżego powietrza, a czasami jest wypuszczeniem nadmiaru napięcia istniejącego w trakcie grupowych zajęć socjoterapeutycznych.2
1 mgr Maciej Wilk – kierownik Studium Socjoterapii i Treningu Interpersonalnego, psycholog, superwizor Sekcji Treningu Interpersonalnego oraz Sekcji Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, jako psychoterapeuta pracuje od 1990
2 Tekst wygłoszony na I Ogólnopolskiej Konferencji Świetlic Socjoterapeutycznych i Środowiskowych pt Kochać i Rozumieć w 2006 r w Częstochowie